Pokój

Niezależnie od tego, jak długo trwa wojna, nie można ona dobiec końca bez następującego po niej pokoju. W przypadku Kolumbii, przyszłość wygląda obiecująco, a perspektywa rozwiązania sporów wewnętrznych wydaje się być bliżej, niż kiedykolwiek. Choć państwo pozostaje największym producentem i eksporterem koki na świecie, do przeszłości należą już czasy, w których zachcianki narkotykowych monarchów sterowały krajem, polityką, życiem publicznym i prywatnym obywateli. Choć kolumbijskie miasta nadal nie należą do bezpiecznych, osłabnięcie karteli i zatrzymywanie kolejnych "osobistości" świata gangsterskiego zredukowało codzienny terror na ulicach i protekcję w zamian za przysługi.

Pozostaje jeszcze FARC, rzecz jasna. Każdego miesiąca jednak, oddaje się w ręcę wojska kolumbijskiego ok. trzystu rebeliantów, wymęczonych presją oddziałów armii lub zawiedzionych nieskutecznością i patetycznością walk, prowadzonych przez ich organizację. FARC stało się istnieniem przestarzałym i niedostosowanym do nowoczesności, gorliwie tkwiącym przy ideałach rewolucji lat 60. Stracili również kartę przetargową, jaką byli najważniejsi zakładnicy kolumbijscy i amerykańscy, a zniknięcie zarówno Íngrid Betancourt, jak i kilku wysokich rangą liderów sprawia, że wewnątrz FARC panuje bezkrólewie. Inne grupy marksistowskie nie stanowią większego zagrożenia, a prawicowe bojówki, zbrojnie zwalczające rewolucjonistów, w zdecydowanej większości uznała swój udział w całości za zakończony. Konflikty międzynarodowe, choć czasem zacięte i stawiające Kolumbię w sytuacji bez sprzymierzeńców, nie wychodzą poza granice standardowych, od dziesięcioleci gwałtownych relacji, panujących w Ameryce Łacińskiej.

Kolumbia nie jest bynajmniej wzorem stabilności, nawet w kontekście kontynentu, na którym leży. Jednak mimo izolacji zewnętrznej i standardowych dla Ameryki Południowej prób jak najdłuższego pozostania przy władzy, jest jednym z najbardziej dynamicznie rozwijających się państw w zachodniej półkuli. A to już samo w sobie jest godne podziwu.